
Decyzja wyjazdu była spontaniczna - nawet nie zdążyłam zabrać aparatu. Trzeba było sobie radzić tym, co pod ręką :) |
![]() |
Dla prawdziwych fanów nie ma przeszkód... |
Wybraliśmy się do miasta, żeby wziąć udział w tym świętowaniu - tam to dopiero się działo. Alkohol lał się (dosłownie) strumieniami. Można było spotkać ludzi w każdym wieku - dzieci, dorosłych, starszych - większość w żółto-czarnych barwach zespołu. W tłumie spotkaliśmy również psa z żółto-czarną kokardką, czy dmuchaną lalę - również przystrojoną. Gdzieś tam można było zobaczyć patrole policji (ale proporcje były tak rozłożone, że tłum przeważał nad policją - nie jak czasem u wschodnich niemieckich sąsiadów). Było przyjemnie. W Polsce zapewne nie odważyłabym się pójść na miasto świętować z kibicami (po ostatniej wygranej Legii Warszawy raz jeszcze utwierdziłam się w tym przekonaniu). U nas definicja "celebracji" jest całkiem inna.
![]() |
Początek końca... |
Tu, w Dortmundzie też nie było cały czas cukierkowo, koło godziny 21 przestało się robić przyjemnie - zaczęły latać race, butelki - czas było się zmyć, póki pozostało dobre wrażenie. Cała zabawa wyglądała mniej więcej tak:
Z marketingowego punktu widzenia - cudowną akcję zrobił Brinkhoff, który sponsorował drużynę - poza specjalną edycją piwa, poukładał w mieście makiety zawodników, z którymi można było zrobić sobie zdjęcie - uwierzcie, miały wzięcie :)
![]() |
Specjalna edycja Brinkhoffa |
![]() |
Doskonały pomysł na biznes ;) |
Dodatkowo na imprezie można było zarobić: sprzedając szale i inne BVB'owskie dodatki po cenie pewnie dwukrotnie wyższej niż zazwyczaj, na sprzedaży piwa oraz na zbieraniu butelek i puszek - jedna butelka/puszka to +/- 0,25 centów. Wózek butelek to już całkiem niezły interes... :)
Podsumowując - "impreza" ciekawa, trochę przypominała mi juwenalia, które niestety w ty roku muszę ominąć...
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Dodaj swoje trzy grosze...