Operacja PRANIE:
![]() |
Z pozdrowieniami dla tych, co prawie miesiąc na pralkę czekają :) |
Tu czekać nie trzeba, ale coś za coś... przyjemność bycia czystym i pachnącym nie jest wliczona w koszty wynajmu i wymaga mniej więcej 2€. Trzeba kombinować :) W piwnicy każdego domu studenckiego jest pralnia i suszarnia. Nie musisz nawet schodzić na dół, żeby sprawdzać, czy pralki są wolne, bo wszystko można zobaczyć przez Internet (włącznie z tym, czy twoje pranie się już skończyło). Niby taka prosta czynność, a pierwszy raz przeraża (i to nie tylko mnie :) ). W kiosku na kampusie kupuje się żetony, które wrzuca się do czegoś, co wygląda jak licznik na wodę- potem pralka działa. Ta -tam! :)

Internet
Internet już mi działa w pokoju (to w ramach lansu :) ). Nie ja jedna potrzebuję go do życia. Każdy niecierpliwie oczekuje na swoje połączenie ze światem. Jest za darmo dla mieszkańców, jednak powiedziałabym, że w wersji demo. Limit wynosi 6GB danych na miesiąc, na dzień jest max 200 MB. Oczywiście można dokupić szlachetne gigabajty, ale kto by chciał dodatkowo płacić.
Jest inne rozwiązanie: Każdy ze studentów ma bezpłatny i nielimitowany dostęp do Internetu na kampusie. (Tego właśnie brakuje na UŚ). Wystarczy wziąć komputer, usiąść gdziekolwiek i droga wolna!
Ciekawostki:
- Dortmund jest najtańszym miastem w Niemczech (zwłaszcza jeżeli chodzi o kupno alkoholu).
- W Zagłębiu Ruhry są miejsca, gdzie stoją murowane grille. Kiedy tylko przyjdzie ochota, zabiera się przyjaciół, kiełbasę i węgiel i można miło spędzać czas.
- Podobno w Niemczech jest taka tradycja, że kiedy kobieta ma 25 lat i nie ma chłopaka, ani partnera, wtedy przystraja swój pokój w pudełka po papierosach ("stara panna" i "paczka po papierosach" mają coś wspólnego ze sobą w wymowie, ale nie zapisałam od razu i nie pamiętam co :) ) Mężczyzna w tym samym wieku ma porozwieszane skarpetki.
Napisałam podobno, bo przy takim natłoku informacji, jaki tu jest, nie jestem w stanie wszystkiego zapamiętać, pomijając fakt, że zrozumienie ich wymaga podwójnego wysiłku, bo padają w najlepszym wypadku po angielsku a często po niemiecku. Niektóre rzeczy trzeba mi powtarzać milion razy, zanim załapię - ale się staram. Tu trzeba być i ciągle notować albo jeszcze lepiej nagrywać wszystko, a potem przepisywać... To dopiero byłoby ciekawe...
Bo tu naprawdę jest tak: klub studencki, impreza z stylu "piwo za 1€ (swoją drogą to marna promocja, bo to piwo jest małe, co zauważyłam dopiero przedwczoraj :) ) Idziesz ze znajomymi - Hiszpanami, Belgami, Włochami, Trukami..., z którymi mówisz po angielsku, bo każdy zna niemiecki w różnym stopniu a w angielskim wszyscy czują się w miarę dobrze. Mieszacie się w tłumie i już po chwili poznajesz nowych ludzi - Niemca znającego polski, Rosjanina mówiącego tylko po niemiecku, Kameruńczyka używającego angielskiego... I to wszystko, jak w kalejdoskopie - zmienia się bardzo szybko.
Staram się jak najwięcej tego, co wyłapię tu włożyć, ale nie ma szans... Już prawie godzinę piszę i nie napisałam nawet połowy z tego, co chciałabym zapamiętać, czy chciałabym się podzielić. Jak zacznie się rok akademicki, to obawiam się, że będzie jeszcze gorzej. A szkoda...
Kasia, czyli piękna kobieta :)
Integrujemy się coraz bardziej. Opowiadamy o sobie. Ami z Korei, była bardzo zdziwiona tym, że nasze imiona nie mają swojego znaczenia...
![]() |
Tak pisze się "Kasia" w Korei (chodzi o wymowę) |
Teraz zastanawiając się nad tym głębiej, to one przecież mają znaczenie, tylko trzeba szukać w słowie źródłowym... Katarzyna np. wywodzi się z greckiego katharós ("czysty", "bez skazy")... Jakoś o tym zapomniałam. :) Nie jest to to samo, co Bożydar (jako dar od Boga), ale zawsze coś :) Chociaż, kto w Polsce patrzy na znaczenie imienia... wybiera się to, co ładnie brzmi, jest modne albo nosił je ktoś bliski.
W każdym razie tak bardzo zazdrościłam im imion ze znaczeniem, że dostałam swoje własne:
![]() |
(Su Jung) znaczy: "piękna kobieta" :) |
![]() |
Rachunek z obiadu |
![]() |
Kartka wyrwana z notesu |
Teraz słyszę: "Kocham cię" na dzień dobry :)
Koniec oficjalnej części, dalsze informacje do czytania po 23. :)
Zabawy językowe przyniosły dużo radości wszystkim. A im bardziej nieprzyzwoite wyrazy padały, tym większe uśmiechy pojawiały się na twarzach. Z przekleństwami na przykład jest tak, że w ogóle nie rażą przekleństwa w obcym języku: można je nawet wykrzykiwać, za to kiedy się usłyszy je w języku ojczystym, (np. śpiewne "sp.da.j") od razu mówi się ciszej i uspokaja towarzystwo dookoła. Doskonale widać, że to słowa tworzą rzeczywistość.
Największy ubaw był wtedy, kiedy ktoś chciał się uczyć nowych słów, jak na przykład Marcus: "chcę cię przelecieć", po turecku, po czym nauczony podchodził do Cansu i próbował swojej wymowy. Ona, rozumiejąc, co powiedział, robiła się lekko czerwona i udawała oburzoną. Uważać trzeba było, bo towarzystwo, jak się rozhukało, to nie uczy już tylko poprawnego języka, ale często zdarzają się małe kłamstewka na potrzebę chwili. I tak np. zamiast "odczep się", mówiłam po hiszpańsku "chcę uprawiać z tobą seks"... :)
Prostacka to rozrywka - wiem. Nie przystoi damie - racja. Mogę to nawet podkreślić, ale mam to w d.ie, bo bawiłam się naprawdę dobrze. Na swoją obronę przypomnę, że zaczęliśmy od "kocham cię" :)
Jest film z tych haniebnych zabaw, na którym Enes (chyba tak się pisze jego imię) mówi: "kocham cię" z małą końcówką, ale nie chcę go upubliczniać wszystkim. Jak ktoś chce zobaczyć, niech poda login na YT - jak zasłużył to pokażę :).
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Dodaj swoje trzy grosze...