Dużo się słyszy o tym, że południowcy ignorują sygnalizację świetlną - tak jak mówi się na Włochów: zielone światło oznacza jedź, pomarańczowe - jedź (zwłaszcza, że najczęściej zielone światło włącza się jedynie na dosłownie kilka sekund), czerwone to tylko sugestia do zatrzymania się. U kierowców samochodów nie jest to jeszcze tak rażące, ale przyznaję szczerze, że na początku z szeroko otwartymi oczami obserwowałam spokojnie lawirujących pomiędzy samochodami pieszych, pomimo czerwonego światła. To musi być jeden z wyznaczników turystów we Włoszech - czekają na światłach.
Ruch w mieście jest ogromny, klaksony słychać na każdym kroku a karetki jeżdżą jak szalone. Sama w ciągu niespełna tygodnia widziałam 2 wypadki. Nic dziwnego, skoro ruch jest duży a każdy chodzi i jeździ jak chce.
Ruch w mieście jest ogromny, klaksony słychać na każdym kroku a karetki jeżdżą jak szalone. Sama w ciągu niespełna tygodnia widziałam 2 wypadki. Nic dziwnego, skoro ruch jest duży a każdy chodzi i jeździ jak chce.
Teraz mogę z czystym sumieniem przyznać, że we wszystkich 3 miastach "południowców" - w Izmirze (Turcja), Madrycie (Hiszpania) i Rzymie, gdzie miałam okazję nie tylko być pieszym, ale również jechać samochodem (całe szczęście nie jako kierowca :) ) na drogach obowiązuje prawo dżungli. Przetrwają tylko najsilniejsi. Ale w końcu - jest adrenalina - jest zabawa :)
Co nieco o jeździe we Włoszech tutaj:
Jeszcze z ciekawostek: w Rzymie przy ulicy porozstawiane są niewielkie stacje benzynowe posiadające jeden bądź dwa dystrybutory (jak np. ten poniżej). Dużych stacji paliw nie pamiętam, ale też nie na to zwracałam uwagę :)
A tak przy okazji tematów drogowych kilka zdjęć znaków drogowych i ich kreatywnego rozwiązania z Rzymu:
0 komentarze :
Prześlij komentarz
Dodaj swoje trzy grosze...